Czy urlop to zawsze dobre rozwiązanie?

Czy rzeczywiście potrzebujemy urlopów?

Znajome osoby zapewne już wylewają na mnie wiadro pomyj. „Nie był na wakacjach od 11 lat i zabiera do tego prawo innym”. No nie, rzucam tylko temat pod dyskusję, wydaje mi się, że nie tak do końca bezsensowny.

Par. 1 Dla nieczytających ze zrozumieniem

Ten tekst nie jest twierdzeniem i forsowaniem jakiejś idei, ale luźno rzuconą myślą, o której chyba warto podyskutować i wymienić się spostrzeżeniami.

Par. 2 Dla nieczytających ze zrozumieniem

W tekście mowa jest o urlopach, czyli o płatnych okresach wolnych od pracy, a nie o wakacyjnych wyjazdach na Malediwy, Majorkę albo Mazury.

Kiedy urlop mija się z celem

Pierwsze, co sprawia, że lekko się uśmiecham, to art. 66 Konstytucji RP, który mówi o tym, że celem urlopu wypoczynkowego jest umożliwienie pracownikowi regeneracji sił po to, aby po urlopie wrócił do pracy w pełni gotowy, wypoczęty i zmotywowany. Mam zupełnie inne doświadczenia z urlopem – myślę, że nie tylko ja – i nie jest to wyłącznie wina tego, że nie za bardzo potrafię odpoczywać.

Druga rzecz to art. 152 kodeksu pracy, który zakłada, że urlop powinien być:

  • coroczny – siedzisz w robocie pięć dni w tygodniu, a czasami więcej, a przepisy dają Ci gwarancję odpoczynku jeden raz w roku, a to dobre;
  • nieprzerwany – i mowa tu o 14 dniach kalendarzowych, natomiast psychologowie twierdzą, że dopiero 21-dniowy urlop daje pozytywne efekty;
  • płatny – no okej, tu nie można narzekać.

W czym jest problem? W tym, że zaobserwowałem na swoim przykładzie oraz przykładach moich współpracowników i znajomych, że wzięcie dwutygodniowego urlopu niesie dokładnie odwrotny skutek. Do pracy wracałem / oni wracali jeszcze bardziej wyczerpani i zniechęceni do pracy. I wcale nie dlatego, że ktokolwiek z nas jest nierobem.dużo pracy przed urlopem

Problemem praca zadaniowa

Tutaj musimy powiedzieć o bolączce osób, które mają pracę zadaniową, czyli muszą zrealizować konkretne projekty do określonego czasu. Ja jestem copywriterem i moja praca polega na tym, że mam do zrealizowania X tekstów w ciągu miesiąca. Jeśli nie wyrobię się z pracą, jest problem. Podobnie mają np. graficy, specjaliści IT czy przedstawiciele innych zawodów, którzy muszą zrobić coś od początku do końca w określonym czasie, a nie wykonywać ciągłą, powtarzalną pracę.

Co się dzieje przed urlopem?

Jednym słowem – urwanie głowy. W pracy zadaniowej musisz zrealizować część zadań wcześniej, nie pomijając jednoczesnego wykonywania pracy bieżącej. Czym to się kończy? Na przykład tygodniem lub dwoma tygodniami pracy w wielokrotnie większym stresie, ze zwielokrotnionym tempem i… nadgodzinami. Innymi słowy, żeby pójść na urlop, musisz trochę wycierpieć. To trochę tak, jakby przed obiadem trzeba było pościć przez tydzień, a nie tylko od śniadania.

Co się dzieje po urlopie?

W zasadzie to samo, co przed urlopem. Robisz zadania bieżące i gonisz z tym, żeby zrobić to, co powinieneś zrobić w czasie, kiedy nie było Cię w pracy – powiedzmy, że przez drugi tydzień, bo ten pierwszy tydzień urlopu odrobiłeś jeszcze przed wakacjami. Jest jeszcze jedna rzecz, która w okresie urlopowym może zdarzyć się też przed planowaną przerwą – przejęcie części obowiązków koleżanki lub kolegi z tożsamego stanowiska.

Czym to wszystko skutkuje?

Urlop ma być przerwą od codzienności, odpoczynkiem, który pozwoli do tej codzienności wrócić wypoczętym, zregenerowanym i zmotywowanym. Zasadniczym problemem jest to, że osoby wykonujące pracę zadaniową bardzo często okupują urlop niewspółmiernie dużą ilością stresu, nadgodzin i niepotrzebnego napięcia. Urlop nie jest wtedy przerwą w pracy, ale warunkową przerwą w pracy – wybierasz się na urlop, musisz podgonić, wracasz z urlopu, musisz nadrobić.przed urlopem mamy znacznie więcej stresu

W pracy zadaniowej w czasie urlopu nie odpoczywasz od normalności – odpoczywasz po okresie bardzo wzmożonej pracy. Po urlopie też nie wracasz do normalności, ponieważ zanim ona nastąpi, musisz przejść przez intensywny okres nadrabiania zaległości. Właśnie dlatego efekty urlopu w przypadku pracy zadaniowej bardzo często są odwrotne do zamierzonych.

Kto ma łatwiej?

Strażak nie będzie gasił pożarów na zapas, ani jeździł na akcje, które jego koledzy rozwiązali w czasie jego nieobecności w pracy. Recepcjonista w hotelu nie będzie obsługiwał gości, którzy odwiedzili hotel w czasie jego urlopu, a kasjer w sklepie pobierał pieniędzy od klientów, którzy robili zakupy, kiedy nie było go w pracy. Osoby, które mają pracę o charakterze ciągłym, mają trochę ułatwione odpoczywanie. Mogą zrobić sobie przerwę od normalności i do normalności wrócić. Co nie oznacza oczywiście, że ich praca sama w sobie jest łatwiejsza. Nie, po prostu zadania nie nakładają im się na siebie w czasie, deadline’y nie skracają się drastycznie, a na biurku nie rośnie sterta dokumentów do wypełnienia.

Może zatem warto zrezygnować z urlopów?

Nie, nie mam na myśli całkowitej rezygnacji z wolnego. Może powinno to po prostu wyglądać nieco inaczej?

Przeszło mi przez głowę, że rozwiązaniem mógłby być czterodniowy tydzień pracy, być może nawet kosztem mniejszej liczby przysługujących dni urlopu. Co prawda trudniej byłoby zorganizować sobie dwutygodniowe wakacje, ale… nie doprowadzilibyśmy się do stanu, w którym takich wakacji byśmy potrzebowali.

Argumentem za takim rozwiązaniem jest kilka rzeczy, które już się wydarzyły albo wydarzą się niebawem. O czym mówię?

O pandemii i jej skutkach

Lockdowny, ograniczenia w przemieszczaniu się i zamknięte granice zaczęły wymuszać na nas pewne zmiany w organizowaniu wyjazdów. Mocno zyskały lokalna turystyka i krótsze, weekendowe wyjazdy. Zobrazujmy sobie tego typu sytuację.

Jest czwartek i kończysz pracę. Po pracy wyjeżdżasz na przykład nad jezioro oddalone od domu X kilometrów (jako że masz dłuższy weekend, to sens zyskują dalsze wyjazdy, a nie tylko te do 100-150 kilometrów od domu). Korzystasz z czwartkowego wieczoru i masz do dyspozycji aż dwa pełne, zupełnie luźne dni – piątek i sobotę. Niedziela to wciąż dzień wolny, ale trzeba już wrócić do domu i zacząć nastawiać się na powrót do pracy.

Oczywiście nie chodzi o to, żeby co tydzień wyjeżdżać na miniwakacje, choć jeśli ktoś ma na to ochotę i pieniądze, to nie ma żadnych przeciwwskazań. Zakładając, że rok ma 52 tygodnie, to mielibyśmy do dyspozycji aż 156 dni wolnych w roku plus święta. W takim układzie z dużo mniejszym prawdopodobieństwem doprowadzalibyśmy się do stanu, w  którym potrzebowalibyśmy dwutygodniowego odcięcia na drugim końcu świata, żeby odsapnąć od roboty.

O planach Unii Europejskiej

Komisja Europejska planuje opodatkować paliwo lotnicze do 2023 roku, tak aby koszty opodatkowania przewyższały ceny tanich lotów. I nie ukrywa, że chodzi o to, aby ograniczyć dostępność biletów lotniczych w celu zmniejszenia emisji CO­2. To oznacza, że dla osób o mniej zasobnym portfelu wakacje, na które trzeba polecieć, będą poza zasięgiem. W takich sytuacjach lokalna turystyka i dłuższe weekendy byłyby rzeczą, która dopasowałaby cykl praca-wolne do zmieniającej się rzeczywistości.

Nie wrzucajmy się do jednego worka

Przepisy rzadko nadążają za postępem i zmianami. Zazwyczaj jakiś aspekt życia najpierw ulega w naturalny sposób jakimś istotnym zmianom, a dopiero później powstają stosowne przepisy, które są jakkolwiek adekwatne do nowego porządku. Sytuacja na rynku pracy zmienia się nieustannie – jedne zawody wymierają, inne się rodzą, a specyfika ich pracy może znacznie się różnić. Może więc warto dostosować do nich przepisy dotyczące czasu pracy i urlopów?

Jednak zawód zawodowi nie równy i nie każdemu musiałyby pasować takie rozwiązania. XXI wiek to chyba czas na to, żeby przestać wrzucać pracowników do jednego worka, w którym każdy funkcjonuje według takich samych reguł. Może ustawodawca powinien opracować dwa-trzy rozwiązania w zakresie czasu pracy i urlopów dla przedstawicieli różnych zawodów? Oczywiście w porozumieniu z pracownikami, pracodawcami czy związkami zawodowymi.

wreszcie urlop

Copywriter czy grafik mogliby chętniej skłonić się ku innym rozwiązaniom – np. takim, o jakich pisałem – niż, dajmy na to, wspomniany recepcjonista, którego w czasie urlopu po prostu nie ma w pracy, a deadline’y na wykonanie zadania nie zaczynają być coraz bardziej gorące.

Nie sprawdziłoby się to jednak w gastronomii, przecież zamknięcie knajpy od piątku do niedzieli do samobójstwo. W knajpie pracowałem jako 20-latek, mogłem zasuwać codziennie od popołudnia do rana. Nie wiem, jak wyglądałoby to teraz. Ale na pewno pracownicy branży doszliby do wniosku, jakie rozwiązania urlopowe byłyby dla nich najlepsze przy jednoczesnym niedoprowadzeniu restauracji czy pubu do bankructwa.

A na koniec ciekawostka – co się stało po moim ostatnim urlopie?

Zwolniłem się z roboty. Oczywiście to nie tak, że byłem super zadowolony z pracy, a okresy przed i po urlopie tak mnie dobiły, że nie miałem już siły dalej pracować. W agencji, w której pracowałem, nie było zbyt ciekawie, morale moje i reszty teamu były mocno nadszarpnięte. Jednak po urlopie wróciłem tam tak zniechęcony jak nigdy wcześniej. I tak bym stamtąd odszedł, ale jestem przekonany, że gdyby nie tamten dwutygodniowy urlop, wytrzymałbym kilka miesięcy dłużej.

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *