Zdelegalizować gastronomię. Blog o jedzeniu

Zdelegalizować gastronomię!

Na początek, jako że żyjemy w czasach, kiedy polityka, internet, media i niektóre ruchy społeczne kompletnie pozbawiły nas umiejętności dyskutowania i odczytywania treści bez własnych założeń czy intencji, muszę przedstawić kilka zdań wprowadzenia. Dwadzieścia lat temu zapewne nie musiałbym tego robić.

  1. Tekst nie jest żadnym postulatem. Tytuł jest prowokujący, i taki właśnie ma być. Jest to wyłącznie głośne zastanawianie się, szukanie logiki i wyjaśnień, zaproszenie do dyskusji i wymiany zdań. Ot, takie fantazjowanie.
  2. Proszę nie pisać ripost o treści „A może w takim razie zakażmy jeszcze tego i tego, bo to też jest szkodliwe”. Posłużyłem się jedzeniem wyłącznie jako przykładem, a wybrałem go ze względu na własne doświadczenia. Jeśli uważasz lub masz wiedzę na temat tego, że coś jest szkodliwe, podziel się tym w komentarzu – pod wpisem, w socialach albo gdziekolwiek indziej. Warto, choćby miało to pomóc jednej osobie.

Zdelegalizować gastronomię! Skąd w ogóle ten pomysł?

Przemyślenia na ten temat zrodziły mi się w głowie z kilku powodów. A że lubię rozmyślać, leżenie i rozkmina to dla mnie niezła rozrywka, więc myśl ta rozwijała się stopniowo, aż stała się materiałem na taki – no właśnie – felieton? Do rzeczy.

Po pierwsze, moja dieta, którą prowadzę od ośmiu miesięcy, a na którą musiałem się zdecydować. Przekroczyłem 30 punktów BMI. Nazwijmy rzeczy po imieniu, osiągnąłem otyłość 1. stopnia. Trafiłem na diablo mądrą dietetyczkę, dzięki której osiągnąłem efekty przekraczające moje oczekiwania. Co ważne, praktycznie nie zauważam tego, że jestem na diecie. Jedyną bolączką jest to, że muszę unikać piwa, które horror show uwielbiam.

A skoro już przy piwie jesteśmy, to drugim powodem jest działalność aktywistyczna Jana Śpiewaka, w której skupia się on na uświadamianiu o szkodliwości picia alkoholu oraz zgłaszaniu przestępstw polegających na łamaniu przez rozpoznawalne osoby zakazu reklamowania alkoholu. Żeby było jasne – działalność, którą w pełni popieram (choć Śpiewak mógłby przyjąć przy tym nieco mniej mesjańską postawę).

pizza, pizza tuczyJak łączą się te kropki? Ano w prosty sposób. Z założenia jem tylko to, co jest dla mnie odpowiednie, i tylko tyle, ile potrzebuję. Oczywiście czasami zdarza mi się złamać dietę. Głównie dlatego, że ulegam powszechnie panującej kulturze wpierdalania. Tak samo szkodliwej jak kultura picia.

Żarcie nas zabija

Zanim moja wybawicielka wydała mi zalecenia dietetyczne, poprosiła o wyniki badań krwi. Podwyższony cholesterol, triglicerydy powyżej normy, insulina i cukrzyca niebezpiecznie zbliżające się do górnej granicy referencyjnych wskazań. Wszystko to oczywiście wynik nieodpowiedniej diety, picia piwka i niedostatecznej ilości ruchu.

Teraz przyjmijmy, że X osób w Polsce każdego roku dostaje diagnozę powszechnych nieprawidłowości – podwyższone triglicerydy i cholesterol, insulinooporność, stan przedcukrzycowy albo cukrzyca, nadciśnienie itp., a do tego nadwaga lub otyłość – czyli rzeczy, które ma naprawdę wielu z nas, a duża część niestety o tym nie wie (za co w przyszłości zapłaci, i to więcej niż 200 zł za badania profilaktyczne prywatnie raz w roku).

jesteś tym, co jesz

Za jaki procent tego iksa odpowiada picie dwóch piwek dziennie, a za jaki moda na neapolitańską pizzę z pieca opalanego drewnem i hamburgery, pochłaniane wieczorem do Netflixa? Albo ciasta, chipsy i inne rzeczy, których jedzenie jest nam kompletnie do niczego niepotrzebne? Nie wiemy tego, a jeśli chcielibyśmy się dowiedzieć, to jakiś ośrodek badań statystycznych musiałby przeprowadzić bardzo i bardzo drogie gruntowne badania.

Nie stawiam żadnej tezy, ale nie postawiłbym też żadnych pieniędzy na to, że to nadużywanie alkoholu odpowiada za większą liczbę tych przypadków.

Alkohol jest zły

Muszę oczywiście wyjaśnić też tę kwestię. Nie zamierzam w żaden sposób wchodzić w rolę adwokata diabła i bronić piwkowania czy drineczkowania. Alkohol niszczy nasze zdrowie, a poza tym ma destrukcyjny wpływ na życie społeczne. Wypadki spowodowane przez pijanych kierowców, przemoc domowa, awantury i burdy na ulicach, stany depresyjne – alkohol do tego prowadzi i nie zamierzam tego w żaden sposób kwestionować.

Dlatego popieram ruchy, takie jak zgłaszanie do prokuratury nielegalnej reklamy alkoholu czy nocna prohibicja. Uważam, że należy wkładać ogromne środki i zaangażowanie w walkę z kulturą picia, powszechną akceptacją spożywania alkoholu i promowanie mody na niepicie.

Tyle że nadprogramowe żarcie też nas zabija. Więc czemu nie traktować go w tych samych kategoriach?

Kultura wpierdalania

Gdybym szukał pracy, mocno zastanawiałbym się, czy w CV w rubryce Zainteresowania wspomnieć o piwowarstwie domowym, uczestniczeniu w festiwalach i piwnych konkursach. Nie uskarżam się. To dobrze, ponieważ świadczy o tym, że alkohol nie jest akceptowany wszędzie bez nijakich zastrzeżeń. Wątpliwości takich nie miałbym, gdybym pasjonował się kulinariami.

Tymczasem… Randki w restauracjach. Obiady z szefem. Rozmowy biznesowe przy wykwintnych daniach. Zamawianie jedzenia na wieczorne seanse seriali. Uginające się od potraw świąteczne stoły. Gastroturystyka. Poznawanie kuchni z innych części świata. Jedzenie z nudów. Jedzenie dla przyjemności. Jedzenie, bo naszła na coś cholerna ochota. Jedzenie, żeby spróbować.

foodtruck, ludzie na festiwalu foodtrackówTo wszystko jest zbędne. Tak jak alkohol. Nie potrzebujemy tego do życia. Tak jak alkoholu. To wszystko w ogromnej części przypadków nam szkodzi, bo albo niezdrowe, albo za dużo, albo o nieodpowiedniej porze. To wszystko tak jak alkohol.

Ale w kulturze wpierdalania to nie jest złe. To fajniusie jest.

 

A dlaczego nie…?

A dlaczego nie zakazać reklamy niezdrowego jedzenia albo jedzenia po prostu? Dlaczego reklama hamburgera czy pizzy nie jest podstawą do zgłoszenia w prokuraturze zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa? Przecież to powoli zabija.

A dlaczego nie zakazać lokalom gastronomicznym wieszania nad drzwiami kolorowych, kreatywnych szyldów? Dlaczego nie zakazać im ściągania nas do siebie tego typu marketingowymi chwytami? Dlaczego pizzerie, burgerownie, kebabownie, restauracje z wieprzowiną w menu, fast-foody, cukiernie, kawiarnie, puby nie mają obowiązku zasłaniania witryn zdjęciami serca po zawale, stopy cukrzycowej, żył zapchanych cholesterolem? Tak jak na paczkach papierosów.

restauracja pełna krwiDlaczego nie zakazać jedzenia w knajpach nieletnim? Dlaczego nie jest to dozwolone tylko dla osób, które mogą w pełni samodzielnie o sobie decydować i podejmować ewentualne ryzyko kosztem przyjemności? A może 18+ powinny być też słodycze, słone przekąski, słodzone napoje?

Dlaczego nie zdelegalizować festiwali foodtrucków, programów kulinarnych w TV, kulinarnych i gastronomicznych blogów i kanałów na YouTubie? Nie karać ich właścicieli tak jak celebrytów reklamujących wódę?

Moje postanowienia

Już od kilku miesięcy jestem nastawiony na zredukowanie do absolutnego minimum ponadprogramowego jedzenia, jedzenia dla towarzystwa, dla przyjemności, dla rozrywki. Oczywiście nie uda się zrobić tego w stu procentach. Nie w panującej kulturze wpierdalania. Wybrałem tak, bo mogę.

Mogę też na kulturę nadmiernej konsumpcji się wkurzać. Mogę, bo produkcja żywności ponad stan to kolejna cegiełka, która niszczy planetę. Mogę, bo płacę co miesiąc dziewięcioprocentową składkę zdrowotną, finansując leczenie kardiologiczne i leczenie cukrzycy osobom, które być może nie musiałyby tego leczyć, gdyby dokonywały innych wyborów.

Mogę też nie oceniać innych, i tego nie robię. Bo kultura wpierdalania zawsze z nami była i na zawsze z nami zostanie. Zostało nam za mało czasu na tej planecie, żebyśmy zdążyli ją z siebie wyplewić.

Powtarzam – to nie jest żaden postulat. To tylko fantastyczne rozmyślania, takie z nudów. Bo czasem się nudzę. To zdrowe dla głowy.

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *